«

»

Relacja z derbów w Kaliszu

Derby w Kaliszu zapowiadały się jako jeden z najciekawszych naszych wyjazdów na przestrzeni ostatnich kilku lat. Miejscowi dość sprytnie wybrali sobie termin meczu, przypadający na piątkowy wieczór. Co prawda rozegranie meczu przy jupiterach było pewnym uatrakcyjnieniem, jednak wyjazd w dzień roboczy, jeszcze przed samymi świętami, dla wielu z nas oznaczał konieczność wzięcia wolnego lub zwolnienia z pracy.

Na próżno liczyliśmy, że działacze z Kalisza dadzą nam w rewanżu taką samą liczbę biletów, jaką ich kibice dostali jesienią w Koninie. Nasze stowarzyszenie wysłało pismo z zapotrzebowaniem na przynajmniej 300 biletów, ale ostatecznie (na tydzień przed derbami) dostaliśmy informację o tylko 200 przyznanych wejściówkach.

Już na wstępie, postanowiliśmy, że część biletów trafi do ekipy, część do ogólnodostępnej dystrybucji, a część będzie zarezerwowana dla naszych ziomków. Wszystkie bilety szybko znalazły nabywców i na jakiś czas przed wyjazdem wiadomo było, że nie wystarczy ich dla wszystkich zainteresowanych.

W związku z ograniczoną ilością kibiców gości, działania promocyjne także ograniczyliśmy do minimum. Nasze stowarzyszenie nie drukowało nawet plakatów zachęcających do wyjazdu.

W dniu meczu na zbiórce pojawiły się psy z Konina, Kalisza i spore oddziały z Poznania. Do tego czekało na nas obowiązkowe trzepanie przed wejściem do autobusów i przedstawienie z dowodem w obiektyw TV Kryminalnej. Potem już tylko przejazd pod eskortą do Kalisza przez jakieś wioski – 55 km w prawie 2h. 4 nasze autobusy i kilkanaście policyjnych suk.

Na sektorze gości zameldowaliśmy się w nadkomplecie- łącznie 210 osób. Co dziwne, ale i dobre dla nas – osobom spoza listy wysłanej do Kalisza na 2 dni przed meczem udało się wejść i to bez problemów. O szczegółach nie ma co pisać, ale gdybyśmy wiedzieli, to z pewnością więcej osób, które nie zdążyły się zapisać na czas, zdecydowałoby się wyruszyć z nami na ten wyjazd. Ponadto pod stadionem pojawili się nasi zakazowicze. Na wyjeździe wspierała nas Gwardia Koszalin w 15 osób – dziękówa!

Sektor gości na stadionie Calisii to jakieś nieporozumienie. Widoczność z niego po wywieszeniu flag ograniczała się tylko do górnej części sektora. Tak naprawdę zmieściłoby się w nim ze spokojem jeszcze przynajmniej 50 kibiców więcej. Ogólnie sam stadion, mimo iż niedawno przeszedł gruntowny remont, wyglądał jak architektoniczny bubel z miejscami po jednej tylko stronie. Po drugiej rosła tylko trawa na skarpie pozostałej po dawnych trybunach. Jupitery nadrabiały jednak większość minusów stadionu Calisii.

Teraz parę słów o miejscowych. Żydki ostro mobilizowały się na to spotkanie i można było odnieść wrażenie, że pompowali się bardziej niż na lokalnego rywala zza miedzy. Nakręcili nawet zabawny klip, w którym poprzebierani w kominiarki odgrażali się nam, że 18 kwietnia (czyli w dzień derbów) czeka nas sąd ostateczny. Kto nie zna zasad kaliskiej propagandy mógł się naprawdę nabrać. W każdym bądź razie my nastawiliśmy się już na najgorsze :)

A jedną z najgorszych rzeczy ze strony miejscowych dla nas było to, że nawet nie słyszeliśmy co na nas bluzgali pod nosem. Doping miejscowych był w naszym sektorze przez większość spotkania praktycznie niesłyszalny. Ale z drugiej strony co się dziwić, skoro na poprzednim meczu u siebie KKS Kalisz nie zebrał się nawet w 50 osób do dopingu, to skąd ci derbowi statyści mieli nagle wiedzieć, jak się w ogóle dopinguje.

Z naszej perspektywy ciężko było oszacować liczbę gospodarzy, bo sektory, które zajęli, były obok loży VIP jedynymi zajmowanymi praktycznie przez kaliską publiczność. Ile w tym było kibiców, a ilu zwykłych gapiów ściągniętych magią słów „derby z Koninem” i blasku jupiterów, tego pewnie nikt nie wie. Sektor Kalisza w najlepszym momencie wyglądał z naszej strony na ok. 500 osób. W każdym bądź razie miejscowa publika miała do dyspozycji 1300 biletów i z tego co było widać to nie wykorzystała wszystkich wejściówek. Na sektorach najbardziej zbliżonych do naszej klatki praktycznie nikt nie siedział. W przeciwieństwie do meczu jesienią w Koninie, kaliszacy mieli możliwość zakupu biletu nawet w dniu meczu w kasie stadionowej.

Miejscowi wywiesili straconą przez nas prawie 11 lat temu fanę Konin, oczywiście do góry kołami. Flaga prawie przez 90 minut wisiała u żydków na płocie „pozując” oczywiście do kaliskich zdjęć na całą Polskę. Potem nawet nie widać było z naszej strony, co dokładnie się z nią stało. Przebierańcom z kaliskiego klipu zabrakło najwyraźniej odwagi, żeby ją spalić na meczu.

Z naszej strony na meczu pojawił się transparent dla Kaliszaków: „KAKA-esiacy, chłopacy z jajami, szkoda, że tylko przed świętami” z małą sektorówką z garbatym nosem z pisankami na tle. Odnosił się on do niedawnej sytuacji, kiedy żydki były głuche na propozycję naszej ekipy, która specjalnie pofatygowała się za nimi na ich wyjazd. Poza tym z naszej strony pojawiły się biało-niebieskie peleryny, które dały całkiem fajny efekt, transparent „White-Blue Power” i biało-niebieskie baloniki. Pod osłoną sektorówki odpalone zostało także około 100 stroboskopów, które także dały całkiem interesujący efekt. Kaliszacy zaprezentowali swoje oprawy, na które składały się m.in. sektorówka, machajki oraz okazjonalny trans. Grupa miejscowych poza stadionem odpaliła także jakieś race na schodach jakiegoś budynku – do tej pory nie wiemy, czy byli to zakazowicze, czy chuj wie kto.

Górnik wygrał 1-0 po bramce Bartka Modelskiego, a my po meczu mogliśmy głośno zaśpiewać, czyje są derby. Królowała przy tym przyśpiewka pod hasłem „żarty żartami, łańcuchy zawsze nad wami” oraz „derby są nasze…”. Pod sektorem razem z piłkarzami pstryknęliśmy sobie pamiątkową fotę! Po meczu byliśmy trzymani przez chwilę na stadionie, po czym pod eskortą do samego Konina wyruszyliśmy w spokojną drogę powrotną. Podsumowując, DERBY NASZE!

P.s. niebawem ogarniemy fotogalerię na stronę z tego meczu! Na forum macie linki do poszczególnych fotorelacji medialnych i reporterskich!