Debiut flagi z wymownym hasłem „Polskie Detroit” wzbudził spore zaciekawienie wśród kibiców i mieszkańców naszego miasta, więc kilka słów wyjaśnienia, szczególnie dla młodszych fanów, którzy nie zdążyli poznać jeszcze w pełni uroków dorosłego życia w Koninie i tym samym mogli zastanawiać się nad symboliką nowego płótna.
Zacząć należy od samego Detroit, czyli prawdziwego, amerykańskiego miasta upadku. Dla tych którzy nigdy o nim nie słyszeli można przypomnieć jego historię, zaczynającą się od ogromnego rozkwitu miasta w okresie rozwoju przemysłu (głównie motoryzacyjnego) w USA. Późniejsza recesja gospodarcza i restrukturyzacja różnych gałęzi przemysłu spowodowała potężne problemy społeczno-gospodarcze miasta, likwidację tysięcy miejsc pracy i ogromne bezrobocie, wyludnienie się miasta i ogromną depopulację białych, aż ostatecznie miasto musiało ogłosić oficjalnie finansowy upadek.
Analogię Konina mamy tutaj na każdym kroku: rozbudowa miasta nastąpiła również w okresie rozwoju zagłębia energetycznego i metalurgicznego, następnie mieliśmy „dziką” prywatyzację, restrukturyzację i na końcu zamykanie największych zakładów, redukcję miejsc pracy i masową emigrację ludności, skutkującą masową depopulacją Konina (miasto w ostatnich latach straciło ponad 12 000 mieszkańców, ok. 14%), aż po olbrzymie zadłużenie miasta (dziś szacunki mówią, że zadłużenie miasta przekracza realnie 1/3 dochodów). W ostatnim okresie zwolnienia miały miejsce w sektorze energetycznym (m.in. ZEPAK i KWB, upadek Elektrobudowy), w zakładach przetwórstwa metalowego (m.in. upadek Fugo) czy innych powiązanych firmach. Gdy likwiduje się kilkaset miejsc pracy i w to miejsce nie ma żadnej alternatywy, naturalnym jest to, że miasto staje w obliczu gospodarczej marginalizacji, żeby nie powiedzieć likwidacji. A już teraz właściciel telewizji Polsat, (do którego należą lokalna kopalnia i elektrownia) zapowiedział całkowicie wycofanie się z węgla brunatnego najpóźniej do 2030 roku.
Zarządcy miasta, którzy „uprawiają koniński samorząd” od wielu przecież lat, chyba tylko udają, że nie widzą problemu. Najprawdopodobniej sieć powiązań rodzinno-towarzysko-partyjnych doprowadziła do tego, że miasto jako jednostka administracyjna jest sumarycznie największym pracodawcą w regionie: od administracji publicznej, przez oświatę i kulturę aż po szeroko rozumianą gospodarkę komunalną czy nawet działalność hotelową (!). Budowane w mieście na kredyt są potężne inwestycje drogowe, które „złośliwi” nazywają autostradami do Kazimierza Biskupiego czy na Osiedle V. Szumnie nagłaśniana w mediach strefa inwestycyjna nie przyciągnęła żadnego znaczącego inwestora, a masowo powielane przez polityków hasło „sprawiedliwej transformacji” sprowadza się do marketingowych banałów i niewiele znaczących dla rynku pracy czy komfortu mieszkańców inwestycji.
Lokalne media i organizacje NGO również „milczą”, jakby nie dostrzegały w ogóle najważniejszych problemów miasta. To zapewne pokłosie tego, że w wielu przypadkach są one uzależnione od finansowego wsparcia miasta (np. przez reklamy, projekty czy dotacje), więc zwyczajnie siedzą cicho pod pieniężną miotłą. Więcej uwagi w konińskich mediach i w ogóle w opinii publicznej poświęcono „kontrowersyjnemu” transparentowi z meczu Górnika niż temu, że wskutek obecnej sytuacji gospodarczej miasta i nieporadności jego włodarzy, za 10 lat nie będzie połowy Konina.
Dlaczego poruszamy w ogóle ten temat? Bo zwyczajnie dotyczy on nas wszystkich, dotyczy konińskich trybun i całego sportu, nie tylko piłki nożnej. Ile to już naszych kolegów z trybun wyemigrowało za chlebem? Ilu sympatyków sportu uciekło na stałe do innych miast w poszukiwaniu lepszego życia? Dlaczego oferta sportowa miasta na tle innych wielkopolskich miast jest taka biedna? Co roku byt wielu sportowych podmiotów jest praktycznie uzależniony od wsparcia miasta, a znalezienie jakichkolwiek sponsorów w mieście bez większego biznesu jest zadaniem na tyle trudnym, że prawie niemożliwym. Dochodzi do takich sytuacji, że budżety malutkich, ościennych, gminnych klubów są większe niż tych z Konina, a piłkarscy „Janusze” zachodzą w głowę, dlaczego takie kluby jak Górnik z ponad 60-letnią historią, przegrywają sportową konkurencję z drużynami z Kleczewa, Słupcy czy kiedyś nawet Ślesina.
Również konińskie stadiony i obiekty widowiskowe to gruzowiska z minionej epoki; dziennikarzom obecnym na meczach sypie się tynk z dachu, a część siedzisk jest na stałe wyłączona z użytkowania. Sytuacja jest tragiczna do tego stopnia, że w mieście nie ma nawet odpowiedniego miejsca na organizację sztandarowej imprezy jaką zawsze był dziecięcy festiwal. Jak w takich warunkach zachęcić Koninian do udziału w sportowych widowiskach organizowanych w mieście?
Czas, aby miasto w końcu się „obudziło” i realnie spojrzało na najważniejsze problemy regionu. W szczególności politycy – niezależnie z której strony wyborczej barykady. Jeżeli „ktoś” w końcu szybko nie zrozumie, że bez nowych inwestorów tworzących nowe miejsca pracy i tworzących na nowo gospodarkę Konina nie ma przyszłości dla miasta, nic także w konińskim sporcie się nigdy nie zmieni, a my jako kibice będziemy skazani na dalszą marginalizację na sportowej mapie Polski.