Wspomnienie II ligi, cz. 1 (lata 90-te)

II liga w Koninie (sezony 1992/93, 1994/95-1999/00) była czymś niesamowitym dla konińskich miłośników piłki nożnej. W końcu koniński zespół grał na zapleczu ekstraklasy i rywalizował z wieloma zasłużonymi dla polskiego futbolu klubami. Stadion na Podwalu co dwa tygodnie gościł wielu wybitnych zawodników i trenerów, reprezentujących zespoły doskonale znane na piłkarskiej mapie kraju.

Rozgrywki w tamtym czasie wyglądały zupełnie inaczej niż dzisiaj. II liga była podzielona na dwie grupy, zachodnią i wschodnią. Górnik zaliczany był do tej pierwszej. W danej grupie rywalizowało od 14 do 18 zespołów. Dopiero w sezonie 1999/00 nastąpiło połączenie grup i utworzenie jednej, centralnej II ligi z 24 zespołami.

Wyniki, nazwiska, atmosfera

Sezon 1992/93 był historycznym w konińskiej piłce, bowiem Górnik grał po raz pierwszy na tak wysokim poziomie rozgrywkowym. Biało-niebiescy zapłacili jednak frycowe i szybko musieli się pogodzić ze spadkiem. Nie na długo, bowiem już po następnym sezonie udało się z powrotem powrócić do grona drużyn z zaplecza ekstraklasy.

2liga_4

W sezonie 1994/95 Górnik zajął 10 miejsce w tabeli. Po pierwszej rundzie biało-niebiescy zajmowali słabą 16 lokatą, która była zagrożona spadkiem. Włodarze klubu, hojnie sponsorowani przez kopalnię postanowili, że zrobią wszystko, aby uniknąć ponownego spadku. Do Konina ściągnięto specjalistę od kłopotów, słynnego trenera – Wojciecha Łazarka. Popularny Baryła szybko zyskał także sympatię konińskich kibiców. Facet znał się na rzeczy, miał liczne znajomości i kontakty, wiedział co zrobić, żeby utrzymać drużynę w II lidze. Efektem tego były dobre wyniki Górnika w rundzie rewanżowej i bezpieczne 10 miejsce na koniec rozgrywek w tabeli. Jednym słowem, były selekcjoner reprezentacji i podwójny Mistrz Polski (z Lechem Poznań z 1983 i 1984 roku) zrobił to, co do niego należało.

W kolejnych sezonach głośno zaczęto mówić o planach awansu do I ligi. W międzyczasie opiekę nad klubem przejęła w całości huta aluminium, po tym jak kopalnia zaczęła mieć problemy finansowe związane z roszczeniami podkonińskich rolników wobec działalności górniczej. W klubie kasy nie brakowało, a drużynę wzmocniono kilkoma znanymi nazwiskami. Jeszcze za czasów Łazarka w Koninie rozbłyskiwała przyszła gwiazda Bundesligi – Artur Wichniarek, z kolei za czasów Aluminium do Konina ściągnięto byłego reprezentanta Polski – Piotra Czachowskiego.

2liga_2Niezwykle popularny był także niepozorny Zenon Burzawa, który na jeden sezon zagościł w Koninie. Wcześniej był on znany z występów w ekstraklasie, gdzie był równie bramkostrzelny co w Koninie. W ataku niezastąpiony był także Artur Bugaj. W bramce znakomicie się spisywali niezapomniany Jarosław Krupski, ale także Jacek Przybylski oraz Adam Piekutowski. Publiczność entuzjastycznie reagowała, kiedy pojedynki główkowe wygrywał filigranowy Michał Biskup. W obronie dobrze spisywali się Artur Kościuk, Robert Kolasa, Andrzej Janeczek czy Artur Gajewski. Ten ostatni znany był z charakterystycznego dla siebie sposobu wykonywania rzutów karnych. Strzelał je bez rozbiegu, szkoda tylko, że nie zawsze celnie. Nie sposób nie wspomnieć o wychowankach Górnika – Tomaszu Witku oraz Tomaszu Wojciechowskim. Oboje cieszyli się sporą popularnością w Koninie.

Warto jeszcze wspomnieć, że w latach 90-tych II ligowy klub z Konina miał także swojego… menedżera sportowego! Oczywiście w tym czasie mało kto wiedział, co to w ogóle oznacza i nie był to tak popularny „zawód” jak dzisiaj. Tą funkcję piastował związany wcześniej z reprezentacją Polski, niejaki Edward Socha. A jeśli już mówimy o reprezentacji, to za dobre występy w konińskiej drużynie, powołanie do składu reprezentacji Polski otrzymał Andrzej Jaskot. Jako jeden z nielicznych w historii, reprezentant klubu z II ligi, wystąpił on kilkanaście minut w Kijowie z orzełkiem na piersi podczas wygranego, towarzyskiego meczu reprezentacji Polski z Ukrainą 2-1. Na pierwszym meczu w sezonie 1998/99 Jaskot na Podwalu paradował w koszulce reprezentacji (nie grał na inaugurację ze względu na pauzę kartkową). Tylko złośliwi twierdzili, że wystąpił w reprezentacji, żeby wypromować swój transfer do wyższej ligi.

2liga_1Najlepszy wynik w II lidze koninianie osiągnęli w sezonie 1997/98. Zajęli wówczas 2 miejsce w tabeli, a wyprzedzeni zostali jedynie przez Ruch Radzionków. Paradoksalnie w tym sezonie awansowała tylko jedna drużyna z tabeli, mimo iż rok wcześniej były to dwie drużyny. W sezonie 1996/97 klub pod nazwą już Aluminium zajął 9 lokatę, z kolei w sezonie 1998/99 mimo ambitnych planów, dopiero 5 pozycję. Trenerami konińskiej drużyny byli m.in. wspomniany już Wojciech Łazarek, Janusz Białek, Jerzy Kasalik oraz Wojciech Wąsikiewicz.

 

Afery i spekulacje

W trakcie II ligi, nie brakowało licznych, mniejszych lub większych skandali i zamieszań wokół drużyny seniorów. O ile normalnym było w tym czasie, że większość kadry zawodniczej i trenerskiej nie wylewała za kołnierz, o tyle w innych przypadkach nie było wcale kibicom do śmiechu. Parę razy kilku zawodników było sądzonych o sprzedanie meczu. Swego czasu głośno było o Ryszardzie Stankiewiczu, wychowanku Górnika, którego posądzono o podłożenie meczu z Chrobrym Głogów (0-2) w sezonie 1995/96 (Chrobry walczył wtedy o utrzymanie). Zresztą ówczesne rozgrywki, zdaniem wielu obserwatorów życia sportowego w Polsce były dalekie od uczciwości, a przekupowanie sędziów i zawodników rywali miało być na porządku dziennym. W lidze znane były praktyki prywatnych klubów takich jak np. Dyskobolia Grodzisk Wlkp., którego właściciele (a dokładnie biznesmen Z. Drzymała, właściciel firmy Groclin) nie dość, że sami kupowali swoje mecze, to jeszcze przekupowali arbitrów, którzy sędziowali mecze rywali w ligowej tabeli. Nikogo wówczas nie dziwiło także, że prezesi z Grodziska przyjeżdżali często na mecze głównego konkurenta w tabeli i obiecywali ich rywalom dodatkową kasę za urwanie punktów. Zresztą sam Drzymała przyznał w jednym z wywiadów, że w tych czasach wszyscy handlowali punktami. Sukces jak widać nie był często wynikiem sportowych osiągnięć, a kwestią zasobności portfela.

2liga_8W 1997 roku zawrzało także w sprawie Roberta Kiłdanowicza. Ten został odsunięty od drużyny Janusza Białka za niesportowe zachowanie (rzekoma bójka w konińskim klubie Hot-Life). W rewanżu Kiłdanowicz zdradził, że Białek pobierał od piłkarzy pieniądze za wystawianie ich w wyjściowej jedenastce. Wtedy zawodnicy otrzymywali specjalną gratyfikację od klubu za grę od pierwszej minuty. Rzecz jasna Kiłdanowicz musiał opuścić konińską drużynę.

Nie brakowało także spekulacji na temat konińskiego wychowanka Tomasza Witka. Ten zasłynął ze swojej szybkości i celności w dośrodkowaniach z prawej strony boiska. Swego czasu pojawiły się plotki, że zawodnikiem zainteresowany był sam Antoni Ptak, wieloletni właściciel i prezes ŁKSu Łódź. Zresztą w czasach świetności Witka ŁKS zdobył Mistrzostwo Polski. Podobno Witek nie przeszedł do ŁKSu, bowiem do końca wierzył w sukces konińskiej drużyny i w konsekwencji awans do ekstraklasy.

W sezonie 1999/00 w klubie pojawili się dziwni ludzie, w tym były reprezentant Polski Piotr Nowak. Dawna drużyna została jednym słowem zdemolowana. Dziwne układy i źródła finansowania sprawiły wkrótce, że bieda na stałe zagościła w drużynie, a piłkarze nie mieli płacone na czas. Klub ze zmienioną nazwą na KP Konin, po pierwszej rundzie został potajemnie przeniesiony do Bydgoszczy (tam ostatecznie upadł po zakończeniu sezonu). Jeszcze w Koninie podczas rundy jesiennej doszło do tragikomicznej sytuacji. W wyniku braków kadrowych, po czerwonej kartce dla bramkarza między słupkami zmuszony był stanąć… napastnik Dariusz Wojciechowski. Nie dziwne zatem, że w tym sezonie „półkoniński” klub był totalnym outsiderem i zajął ostatnie miejsce w ligowej tabeli.

Organizacja, polityka i finanse

Koniński klub w II lidze w latach 90-tych uchodził raczej za piłkarskiego krezusa niż ligowego przeciętniaka pod względem finansów. Przynajmniej do sezonu 1999/00. Najpierw klub był hojnie dotowany przez kopalnię, później przez jedyną w tamtym okresie hutę aluminium w Polsce. Nakłady przeznaczane na piłkę przez te zakłady były znaczące, a sam budżet klubu był porównywalny a nawet wyższy niż u niejednego klubu bezpośrednio z ekstraklasy. Szczególnie, gdy zawodnicy występowali pod nazwą Aluminium, nie mogli narzekać na warunki zatrudnienia.

2liga_6Ściąganym z całej Polski piłkarzom były wynajmowane mieszkania lub udostępniane pokoje w hutniczym lub kopalnianym hotelu. Wielu z nich przeprowadzało się do Konina razem z rodzinami, a ich dzieci chodziły do konińskich szkół. Na Dmowskiego przygotowano specjalną bazę treningową i odnowę biologiczną, z basem na wyposażeniu. Koninianie jako nieliczni w tamtym okresie wyjeżdżali na mecze wyjazdowe już na dzień przed samym spotkaniem, tak by w dniu meczu nie być zmęczonym podróżą. Również obozy treningowe w przerwach rozgrywek prezentowały wysoki standard zakwaterowania i organizacji. Wszystko po to, by były wyniki…

Za czasów Aluminium, siedzibę klubu przeniesiono nawet ze stadionu do Hotelu Central, który był własnością huty i znajdował się w samym centrum Konina. Luksusowe gabinety działaczy nie mogły być przecież zlokalizowane na odludziu, za jakie uważano obiekty przy Dmowskiego.

Za kasę z huty wyprodukowano masę klubowych gadżetów. Wszystkie niestety były firmowane logiem huty i opatrzone aluminiowymi napisami. Gadżety były dostępne nie tylko na stadionie podczas meczów, ale miały także kilka punktów dystrybucji w całym Koninie. Chętni mogli zakupić koszulki, szale, notesy, długopisy, breloki, chusty, zapalniczki, a także pocztówki ze zdjęciami zawodników z drużyny seniorów! W tym czasie mało, który zarząd klubu z zaplecza ekstraklasy mógł pozwolić sobie na takie marketingowe cuda. Nawet na stadionie wszystko dopięte było na ostatni guzik. Przed zawodami i w przerwie meczu ze stadionowych głośników rozbrzmiewały specjalnie nagrane piosenki z klubowymi motywami, na koronie powiewały flagi klubu i huty, a w przerwie spotkań na murawę wychodziły tancerki z konińskiego zespołu Rytmix.

2liga_7Na meczach wielokrotnie pojawiali się także przedstawiciele władz samorządowych, w tym prezydent Konina Kazimierz Pałasz oraz wojewoda koniński Stanisław Tamm. Górnik cieszył się także ogromną popularnością wśród konińskich mediów. Ówczesne rozgłośnie radiowe, Radio Konin i Radio 66 prześcigały się w relacjonowaniu na żywo spotkań Górnika, szczególnie tych wyjazdowych.

 

 

Publiczność

II liga cieszyła się sporym zainteresowaniem wśród konińskiej publiczności. W latach 90-tych na mecze Górnika uczęszczało w zależności od rangi spotkania od jednego do kilku tysięcy widzów. Były liczne pojedynki, gdzie frekwencja na Podwalu przekraczała 4 tysiące (biletowanych) fanów. Dziś takie frekwencje z pewnością nie powalałyby na kolana, ale w tamtym okresie na pewno były znaczące. Pod tym względem piłka w Koninie na pewno należała do czołówki tego poziomu rozgrywek. Wystarczy zobaczyć, jaka była przepaść w poszczególnych miejscowościach, z których drużyny występowały na zapleczu ekstraklasy. Rekordami z pewnością były spotkania na przykład w Policach czy w Namysłowie, gdzie parę razy zanotowano frekwencję na poziomie… 50 widzów.

2liga_5Na mecze piłkarskie w Koninie zjeżdżali się miłośniki piłki kopanej z całego, ówczesnego województwa konińskiego. Bilety były rozprowadzane nawet w lokalnych zakładach pracy. Miasto Konin przeżywało wówczas lata prosperity. Wielkie zakłady pracy nie były jeszcze sprywatyzowane, więc ludziom nie brakowało pracy, a potrzeba było dobrej rozrywki. Tą zapewniał im właśnie koniński Górnik.

Pod koniec lat 90-tych na stadionie przy Podwalu zamontowano krzesełka na trybunach równoległych do dłuższej krawędzi boiska. Podobno długo debatowano, jaki ma być ich kolor. Pomijając fakt, że zamontowano je nierównomiernie na różnych trybunach, zdecydowano, że będą w kolorze żółtym i niebieskim, a na trybunce krytej – w kolorze czerwonym. Nikt nie potrafił zrozumieć, dlaczego nie wybrano barw Górnika. Na mieście krążyła jedynie plotka, że wybrano żółty ze względu na opinię, że biel szybko się brudzi i kolor ten łatwo szarzeje, co miało powodować, że po krótkim czasie nie będzie wyglądać estetycznie…

Podsumowanie

Na samą myśl i wspomnienie tłustych lat 90-tych w konińskiej piłce, aż łezka w oku może się zakręcić. Kilka lat naszego klubu na zapleczu ekstraklasy rozsławiło nieznany dotąd Konin na piłkarskiej mapie Polski. Szkoda, że mimo ogromnej kasy wpakowanej w piłkę, nie udało się nigdy biało-niebieskim awansować do najwyższego poziomu rozgrywek, ani zdobyć Pucharu Polski, choć to trofeum było akurat bliskie. Wówczas inaczej mogłaby się potoczyć historia konińskiej piłki, ale tego już się nigdy nie dowiemy…

źródło: własne, Almanach Piłkarstwa Konińskiego Z. Kluski, hppn.pl