«

»

Co dalej Górniku? Czas na pierwsze refleksje…

klub1Kończy się sezon, czas więc na tradycyjne podsumowania. Został co prawda jeszcze jeden mecz do zagrania, ale w naszym przypadku jest on praktycznie bez znaczenia. Czy zajmiemy trzecie, czwarte czy inne miejsce, nie robi nam kibicom żadnej różnicy. Ocena IV ligi w wykonaniu Górnika w sezonie 2013/14 będzie zatem surowa, nie ma co ukrywać, że sezonu nie można zaliczyć do udanych. Główny cel seniorów nie został osiągnięty i należy wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski. I to szybko.

Na początku trzeba chyba wszystkim uzmysłowić, jak potrzebny był nam w tym roku awans.  Po pierwsze, od 10 lat Górnik czeka na jakiś chociaż symboliczny sukces. Gdy po sezonie 2003/4 Górnik zaczynał przygodę od A klasy, nikt chyba nie przypuszczał, że minie 10 lat, a my nadal będziemy grali na poziomie ówczesnej okręgówki (obecnie jest to IV liga po zmianie nazewnictwa i reorganizacji). Praktycznie od 10 lat Górnik stoi zatem w miejscu. Gdy kibice doprowadzili do zmiany zarządu i wywali z klubu Bajera i Lisiaka, przekaz dla wszystkich był jasny: idzie nowe w Górniku! Wszyscy chyba wierzyli, że nowy zarząd, nowy zespół, w nowej lidze, szybko przywróci blask besztanemu przez konińskie środowisko piłkarskie klubowi. Awans mógł być właśnie tym symbolicznym sukcesem, który przynajmniej na trochę zamknąłby wszystkie mordy nieprzychylne Górnikowi w mieście. W roku wyborczym sprawiłby z pewnością również to, że inaczej na klub patrzyłyby władze miasta. Tym bardziej, że konińska piłka kuleje, a lokalne znajomości establishmentu sprawiają, że faworyzuje się inne dyscypliny sportowe, które zaraz wykorzystują fakt, że w męskim futbolu nie wiedzie się najlepiej. Po zdobyciu Mistrzostwa Polski w tym roku przez Medyka i przy braku jakichkolwiek sukcesów w piłce męskiej, kwestia dotacji miejskiej kasy znów będzie przedmiotem kłótni całego środowiska sportowego.

Po drugie, nie wiadomo, jak będzie wyglądała III liga w sezonie 2015/16. PZPN planuje reorganizację rozgrywek i stworzenie tylko 4 lig makroregionalnych. Nie trudno się domyśleć, że w nadchodzącym sezonie zajęcie pierwszego miejsca nie musi wcale oznaczać awansu. Znów będą jakieś wymyślne baraże, a o awansie będzie mógł zdecydować jeden mecz, a nie cały sezon. Poza tym, powstanie tylko 4 lig makroregionalnych będzie się wiązało ze znacznym wzrostem kosztów i tradycyjnie będzie rodziło się samo pytanie – kogo będzie na to stać? Bo chyba nie Górnika, przynajmniej nie z takim budżetem jakim dysponuje obecnie.

Po trzecie. Ile konińscy kibice muszą mieć w sobie cierpliwości, jeśli od lat czekają na wyższy poziom rozgrywek i ciekawszych rywali niż Orzeł Mroczeń, Dąbroczanka Pępowo czy PKS Racot (z całym szacunkiem dla tych klubów)? A w nadchodzącym sezonie III liga kujawsko-pomorska zapowiada się niezwykle interesująco! Zagrają w niej Lech II Poznań, Włocłavia Włocławek, Sparta Brodnica, Ostrovia Ostrów czy Jarota Jarocin, być może jakimś cudem utrzyma się też Elana Toruń. Takie mecze to dla kibiców swoista gratka, ale to również dobra okazja dla piłkarzy do pokazania się szerszemu gronu działaczy klubowych, trenerów, skautów, itp. Jak widać, szansa taka została zaprzepaszczona.

Co zatem sprawiło, że nic się nie zmieniło i nadal stoimy w miejscu? Skąd wzięła się taka nagła, słaba dyspozycja piłkarzy? Po jesieni byliśmy pierwsi, a na koniec po fatalnej rundzie wiosennej zajmiemy tylko 3 lub nawet 4 miejsce.

Zacznijmy od poziomu ligi i umiejętności piłkarzy. Każdy kto obserwował rozgrywki naszej IV ligi szybko dostrzegł, że choć poziom sportowy nie różni się za wiele od tego trzecioligowego, to liga była bardzo słaba. Jednym słowem łatwa do klepnięcia. Mistrz naszej ligi w meczu z Górnikiem nie pokazał nic, co świadczyłoby o jego dominacji. A jednak, Września na kilka meczów przed końcem zapewniła sobie awans. A my w tym czasie traciliśmy punkty z zespołami z dołu tabeli… Po jesieni i utrzymaniu fotela lidera na okres przerwy zimowej, chyba się tego nikt nie spodziewał.

Naszym piłkarzom chyba zabrakło wiary w swoje umiejętności. Kondycyjnie zawodnicy wyglądali na nie najgorzej przygotowanych. Ale gdy przyszły decydujące mecze, piłkarze jakby zapomnieli jak się gra w piłkę. Psychicznie chyba nie wytrzymali presji i oczekiwań kibiców. Trochę to nie przystoi kopaczom, którzy traktują futbol przynajmniej na półprofesjonalnie, a przegrywają z rolnikami z pola. Trzeba powiedzieć to wprost, bez niedomówień, że to oni przede wszystkim zawiedli. Nie ma taryfy ulgowej w ocenie zespołu, który na własne życzenie pogubił punkty ze słabeuszami. Piłkarze mogą się obrażać, mogą mieć dosyć kibiców, ale muszą mieć świadomość, że to oni w głównej mierze ponoszą odpowiedzialność za swoje słabe wyniki. Nic dziwnego, że i kibicom puszczały nerwy, gdy widzieli radosny futbol w wykonaniu swoich reprezentantów.  Formuła tego zespołu jak widać się chyba nie sprawdziła, zabrakło lokomotywy, który pociągnęłaby drużynę w trudnym momencie. Zawodnicy, którzy wydawało się, że mieli stanowić o sile zespołu, nie udźwignęli zadania, często grali nierównomiernie, popełniali dziecinne błędy. Trzeba wyciągnąć z tego wnioski, wzmocnić drużynę, być może nawet przetasować pewne ustawienia na boisku, w szatni, rozdzielić na nowo role. Jeśli w ogóle chcemy realnie patrzeć na jakikolwiek sukces w przyszłości, nie ma się co gniewać i złościć nawzajem, wszyscy na wszystkich, lecz trzeba wyciągnąć odpowiednią naukę z tego sezonu już na następne.

Trener Paweł Nowacki to równy facet, ale ewidentnie zabrakło mu w tym sezonie chyba rządów silnej ręki. Zabrakło tego przysłowiowego pierdolnięcia w stół, gdy zaczęło być źle. Zabrakło chyba tej sportowej złości, która zmotywowałaby piłkarzy do lepszej gry. Można było odnieść wrażenie, że zamiast tego, mieliśmy ciągłe pocieszanie piłkarzy po słabym występie i próby usprawiedliwiania ich błędów na boisku. Ponadto zabrakło zmian i świeżości, gdy drużyna zaczęła nagle ni stąd ni zowąd grać radosny futbol. Co prawda ławka rezerwowych nie była zbyt długa, ale patrząc na momenty gry niektórych piłkarzy z pierwszej jedenastki, każda zmiana w takiej sytuacji wydawała się co najmniej konieczna. Tym bardziej, że słaba dyspozycja niektórych piłkarzy powtarzała się praktycznie w każdym meczu na wiosnę, gdzie bezsensownie gubiliśmy punkty. Z drugiej strony, trener jest trochę usprawiedliwiony, bo jak wymagać pierdolnięcia od człowieka, który już po rundzie jesiennej zgłaszał swoje problemy zdrowotne i przez pewien czas istniało nawet ryzyko, że zrezygnuje z prowadzenia zespołu.

Surowa jest też raczej ocena nowego zarządu. Nie mieli zbyt wiele czasu, aby dobrze przygotować zespół i klub do nowej ligi. Coś tam udało się poukładać, czegoś tam zabrakło. Jeśli wierzyć donosom z klubu, Górnik wychodzi na czystą, jeśli chodzi o finanse. Bajer z Lisiakiem zostawili sporo długów, które trzeba było pozałatwiać. Marne to jednak pocieszenie. Informacji o nowych sponsorach jak nie było tak nie ma (za wyjątkiem dotacji od konsorcjum budującego spalarnię) i ciężko po raz kolejny wierzyć zapewnieniom, że „rozmowy trwają”, jeśli efektów żadnych nie widać. Ale dajmy działaczom jeszcze trochę czasu w tej kwestii.

Inną sprawą są kontrakty i kadra zawodnicza. Gdy w przerwie zimowej wszyscy się zbroili i uzupełniali składy na wiosnę, nasz klub nie zrobił praktycznie nic. Straciliśmy jeszcze do tego jeden z filarów ataku, jakim był Łukasz Kujawa, po tym jak zarząd nie umiał go zatrzymać w Koninie. Nie wnikamy już w szczegóły. W jego miejsce ściągnięty był wolny zawodnik z rozwiązanej na wiosnę drużyny seniorów Sparty Konin (Damian Tylak). Napastnik całkiem wartościowy dla drużyny, ale chyba nie na tyle skuteczny, by zastąpić stratę po Kujawie.  Wkrótce się okazało, że bez Kujawy, przy słabej dyspozycji Błaszczaka i Słowińskiego, Górnik w kilku meczach nie miał praktycznie ataku. Jak zdobywać punkty, gdy nie ma komu strzelać goli…

Zarząd zaczął oszczędzać na wszystkim i w konsekwencji tego podjęto decyzję o przeniesieniu rozgrywek na… Dmowskiego. Nie wiadomo, jak miało się to do tego, że piłkarze byli już przyzwyczajeni do gry na Podwalu (grali tam całą jesień). Na Dmowskiego z pewnością na nowo musieli uczyć się boiska i nowych-starych „ścian”. Nie wspominając już o kibicach, którzy chyba zawsze liczniej odwiedzali Podwale niż stadion w Starym Koninie.

Dochodzi to tego jeszcze zamieszanie wokół organizacji finału Pucharu Polski KOZPN w Kleczewie. Klub wystawił się na pośmiewisko, po tym jak zgodził się na swoją jawną dyskryminację i organizację meczu u swojego rywala, którego prezes rozdaje karty w KOZPNie. Wobec wyraźnej faworyzacji Kleczewa, kibice apelowali o bojkot, ale nikt w klubie się do tego nie dostosował. Ani działacze, ani trener, ani też piłkarze. Po raz kolejny Górnik sam przyczynił się do tego, by kleczewska świta mogła cieszyć się z dominacji w regionie konińskim i przewagi nad „wielkim” klubem z „wielkiego” miasta (typowa małomiasteczkowa zaściankowość). Piłkarze chcieli pokazać swoją ambicję i nawet jeśli ją pokazali, z boiska zeszli zgodnie z przypuszczeniem pokonani.

Jedynym pewnym pozytywem chyba w tym okresie było powstanie szkółki Młodego Górnika. To dobra perspektywa na przyszłość, biorąc pod uwagę popularyzację piłki i naszego klubu wśród najmłodszych i ich rodziców.

Podsumowując, sportowo sezon był dla nas nieudany. To kolejna nauka na przyszłość. Trzeba szybko wyciągnąć odpowiednie wnioski i zacząć myśleć już teraz o nowym sezonie. O tym jak ma wyglądać drużyna, jak ma działać zarząd, czy jakie stawiamy sobie wszyscy cele. Czasu jest niewiele, dlatego trzeba działać szybko i skutecznie. Czeka nas teraz z pewnością gorący okres, bo wiele osób może mieć dość i nie ma się temu co dziwić. Ale już nie raz pokazaliśmy, że Górnik Konin to my!

redakcja gornik.konin.pl