«

»

Relacja z piątkowego meczu z Elaną Toruń

18 lat czekaliśmy na kolejny mecz z piernikami w Koninie. Mecz z Elaną mógł więc być namiastką powrotu dawnego „wielkiego futbolu” w naszym niestety upadającym mieście i po raz kolejny pokazać niemały głód konińskiej publiki na piłkę męską na odpowiednim poziomie. Szczególnie, że przez większość ostatnich lat, nasz klub i jego mecze były najzwyczajniej marginalizowane przez urzędujących włodarzy w mieście i praktycznie nikomu z miejskich oficjeli nie zależało na piłkarskich widowiskach w naszym Koninie. Zresztą sam stadion na Podwalu nie zmienił się za wiele od ostatniej wizyty Elany Toruń, co wstydliwie dla urzędasów pokazuje tylko skalę tego zjawiska.

Oczywiście o popsucie piłkarskiego święta postarały się jebane wąsiska, które najciekawsze chyba spotkanie ligowe na Podwalu w tej rundzie przełożyły na piątek. Nasz mecz miał się odbyć pierwotnie w sobotę, ale podobno nie zgodziły się na to psy z Poznania, bowiem na sobotę zaplanowano w Poznaniu mecz Lecha z Ruchem Chorzów. Nasz klub nie miał za wiele do gadania, bo podobno rozdzwoniły się wszystkie ważne telefony w okolicy, w tym oczywiście te z konińskiego magistratu. To tylko kolejny przykład tego, o czym pisaliśmy powyżej w kwestii marginalizacji górniczej piłki w Koninie.

Mobilizację na to spotkanie rozpoczęliśmy rzecz jasna wcześniej. Szybko się jednak okazało, że przygotowaną promocję (plakaty, vlepki, transy itp.) trzeba po prostu wyrzucić lub w najlepszym przypadku ręcznie zmienić, bo zmienił się termin i godzina meczu. Klub musiał wydrukować  bilety z nowym terminem  i te trafiły do przedsprzedaży na kilka dni przed meczem.

Mimo piątku, frekwencja na stadionie była jednak zadawalająca. Zorganizowaliśmy dwa pochody przez miasto, z których na sektor dotarło ok. 250, w porywach może i nawet niecałe 300 kibiców. W sumie tego dnia utworzyliśmy młyn w blisko 400 osób. Ciężko było wszystkich oszacować i jedno co trzeba kiedyś koniecznie zrobić na naszym obiekcie, to wyciąć barierki na koronie. Wtedy może wszyscy się nauczą, gdzie jest ich właściwe miejsce.  Razem z nami Ostrovia Ostrów w 41 osób (dzięki za konkretne wsparcie!) oraz Włocłavia Włocławek w 5 osób (również dziękówa!). Na płocie zawisły 4 flagi, Łańcuchy, KS Górnik Konin, 1909 (Ovii) oraz flaga pamięci Śp. Kijoła. Na sektorze Krystiana reprezentował podobnie jak w Kleczewie jego ojciec, ale my i tak wiemy, że ś.p. Kijoł  przecież i tak oglądał razem z nami ten mecz z sektora niebo i czuwał z góry nad poczynaniami naszego Górnika. W sumie można przypuszczać, że razem z gośćmi na Podwalu mogło być prawie tysiąc widzów, co chyba nie jest złym wynikiem jak na nasze miasto, które aspiruje do niechlubnego miana wielkopolskiej „stolicy” bezrobocia.

Mecz był traktowany jako impreza masowa podwyższonego ryzyka, więc kibice gości mieli podesłać swoją listę wyjazdową wcześniej, podobnie jak i my, kiedy jechaliśmy do Torunia. W sumie na liście podesłanej do klubu było podobno 285 osób, ale znając możliwości Elany i ogólnie potencjał miasta Torunia, większość myślała, że na tym się nie skończy. Tymczasem goście dotarli do Konina w trakcie trwania pierwszej połowy i z naszej perspektywy wyglądali na mniej więcej 200 osób. Oczywiście w tej grupie były już ich przydupasy z Kalisza, które dotarły autobusem na to spotkanie. Na płocie gości pojawiło się kilka flag, w tym największą chyba była szmata właśnie żydków. Przed meczem Elana rozpisywała się o swoich sukcesach w relacjach z nami, szkoda tylko, że nie wspomnieli o kilku sytuacjach, gdzie na wyjazd „puścili” ultrasów. Tym się właśnie różnimy, że Górnik wychodził zawsze, nawet jak zebrali się razem z Ruchem, Kaliszem, Myszkowem, Jeziorakiem czy chuj wie kim tam jeszcze. 

Jeśli chodzi o doping z naszej strony, rozbrzmiewał on przez większość meczu. Były momenty lepsze były gorsze, normalne przy takich meczach. Elana obiektywnie mówiąc, bardzo słabo z dopingiem, przynajmniej w naszym sektorze była słabo słyszalna. Sporo bluzgów, ale taki już urok tego typu meczów. Przypomnieliśmy oczywiście gościom, że jeszcze nie dawno skrzyżowali się na murawie po tym, jak Elana zajebała z płotu flagę Kaliszowi, a teraz włażą sobie w dupę. Na marginesie, w tym kontekście określenie KAKA-esiacy nabiera nowego znaczenia :)

W II połowie na naszym płocie zawisł trans dedykowany przydupasom z Kalisza, odpalone do tego zostały race, strobo i świece dymne. Elana również odpaliła piro w asyście transparentu z hasłem One Love. Trzeba przyznać, że przy zachmurzonym niebie i zapadającym już powoli zmroku (mecz rozgrywany był o g. 18.00), efekt pirotechniki po jednej i drugiej stronie był zajebisty. Pod koniec meczu na  naszym płocie spłonęły gadżety gości, a dokładniej szal Kalisza i koszulka Elany, które przywiozła ze sobą Ostrovia.

W okolicy stadionu sporo białych kasków, podobnie jak i na trasie przejazdu gości. Na stadionie monitoring oraz pierwszy raz chyba użyty podczas naszego meczu… policyjny dron, który z wysokości nagrywał zarówno nas jak i kibiców Elany i Kalisza.

Piłkarsko mecz miał swoją dramaturgię. Górnik przegrywał już 0-2, by ostatecznie wygrać 3-2, do tego strzelając trzecią bramkę w końcówce spotkania. Co cieszy, nasi zawodnicy walczyli do samego końca i widać było, że się to opłaciło. Po meczu oczywiście podziękowaliśmy im za walkę i zwycięstwo. Z kolei goście zjebali swoich grajków, bo tą porażką praktycznie definitywnie przekreślili swoje szanse na jakikolwiek awans.

Podsumowując, dobry mecz Górnika, ciekawe widowisko i piroshow na trybunach. Po Elanie spodziewaliśmy się zdecydowanie więcej, dupolizy z Kalisza na swoim poziomie. Na koniec raz jeszcze wielki dzięki dla Ostrovii i Włocłavii za wsparcie!

Fotogalerie:

Around The Ground: http://www.around-the-ground.com/fotos2017/koninelana.html

Duni (Stadionowi Oprawcy): http://www.stadionowioprawcy.net/gallery,1/672-gornik_konin_elana_torun_21_04_2017.html

Ni-Fo (Stadionowi Oprawcy): http://www.stadionowioprawcy.net/gallery,1/671-gornik_konin_elana_torun_21_04_2017.html