Mecz z Bałtykiem był niemal powtórką sprzed roku, z poprzedniego sezonu. Rok temu, także we wrześniu i także przy słonecznej pogodzie, graliśmy na Podwalu z Bałtykiem. Podobnie jak rok temu, nie przełożyło się to niestety specjalnie na frekwencję, nasi piłkarze także przegrali na boisku i tak samo jak rok temu, nasza sytuacja w tabeli po kilku kolejkach stała się tragiczna.
W sobotę w naszym sektorze przewinęło się ponad 100 osób, przynajmniej tyle zajęło się dopingiem, bo oczywiście znaleźli się też tacy, którzy nie byli zainteresowani tym, co na stadionie w porze meczu chyba najważniejsze. Szkoda, że wiele osób nie zrozumiało słowa „mobilizacja”, bo taki wynik w młynie trudno nazwać skutecznym efektem mobilizacji. Tym razem zaskoczyli nas kibice Bałtyku, którzy pojawili się w klatce gości w 5 osób z malutką flagą. Z pewnością zasłużyli na szacunek, bo mimo swojej niewielkiej liczebności w ostatnich latach i raczej niesprzyjających okoliczności w Trójmieście, nie zrezygnowali z dobrzej znanej kibicom zasady, która mówi, że „wyjazd to rzecz święta”. Goście krzyknęli parę razy w ciągu meczu do swoich piłkarzy.
U nas doping nienajgorszy, choć bywało lepiej. Poszły pojedyncze bluzgi, a to za sprawą jednego z grajków gości, który wietrzył w naszym kierunku swój krzywy paluch. W drugiej połowie próbowaliśmy rozruszać trochę cały stadion, ale raczej ze średnim skutkiem. Piłkarsko przegraliśmy 3-4 i był to szósty mecz naszej drużyny bez wygranej.
foto Małpa