Dobre wyniki Górnika i zacięta do ostatniej kolejki rywalizacja o mistrzostwo sprawiły, że na Dmowskiego kolejny raz już w tym sezonie zrobiło się tłumnie. Frekwencja na meczu z drugą w tabeli Victorią Września (oczywiście jak na warunki konińskie) była imponująca i można przypuszczać, że podchodziła pod dobre kilkaset osób. W naszym sektorze tego dnia przewinęło się ok. 90-100 fanów, na płocie zawisły dwie flagi. Doping jak na taką liczbę nie był najgorszy, ale do rewelacji trochę jeszcze brakowało. W każdym razie piłkarze po raz kolejny mogli liczyć na niemal 90 minut wsparcia bez przerwy. W trakcie spotkania, na sektorze spontanicznie zostały odpalone białe i niebieskie świece dymne, ale raczej ze słabym efektem. Niektórzy liczyli po cichu, że dobre wyniki Wrześni może zachęcają tamtejszych kibiców do jakiejś małej reaktywacji i może nawet przyjazdu do Konina, ale nic z tych rzeczy. Na zwykłej trybunie zauważono jedynie przyjezdnych pikników, ale siedzieli raczej wymieszani razem z konińskimi widzami. Górnik wygrał 2-1 i po meczu radości z piłkarzami długo nie było końca. Jak widać, odpuszczenie meczu pucharowego w Kaliszu przez klub i naszych piłkarzy przyniosło zamierzony efekt.
No właśnie, wracając jeszcze do meczu w Pucharze Polski z KKSem Włókniarzem 1925 Kalisz. Mecz na 2 dni przed jego terminem, został przeniesiony i odbył się ostatecznie w Kaliszu, ale na kurniku lub inaczej stadionie przy Wale Matejki, bez udziału fanów przyjezdnych. Do ostatniego momentu przygotowywaliśmy się mimo wszystko na pucharowe derby w Koninie – przygotowaliśmy w tym celu m.in. transparenty mobilizujące kibiców oraz plakaty meczowe. Sztab trenerski zadecydował, że w kontekście meczu „o wszystko” z Wrześnią za 3 dni po pucharze, klub zwyczajnie odpuści piłkarsko pojedynek z KKS Włókniarzem. Do Kalisza pojechał zatem skład juniorsko-rezerwowy i niestety zgodnie z przewidywaniem zakończyło się to wysoką porażką 0-7. Nie było to jednak najważniejsze z punktu widzenia drużyny i jej walki o mistrzostwo IV ligi. Jeśli chodzi o nas, z racji, że mecz był organizowany jako impreza bez przyjezdnych, nie organizowaliśmy w ogóle wyjazdu. O miejscowych nie będziemy nic pisać, poza tym, że liczba na jaką się określili (ok. 130) była mocno przesadzona.
fot. z bliska jak kierownik boiska