Początkowo były obawy, czy uda się nam znaleźć przewoźnika na to spotkanie, ale ostatecznie wszyscy zapisani na wyjazd mogli wyruszyć w komplecie. Wyjechaliśmy autokarem stosunkowo wcześniej, bo w planach mieliśmy przywitanie się z morzem i wizytę na plaży w pobliskim Mielnie. Jechaliśmy z obstawą, która wyjątkowo chyba tym razem się w pewnym momencie po prostu przydała, bo po drodze miał miejsce wypadek drogowy i na naszej trasie przejazdu powstały podobno spore korki. Nasz kierowca został poprowadzony wąskimi objazdami, co początkowo nawet uznaliśmy za celowe działanie, abyśmy nie zdążyli na czas z wszystkimi nadmorskimi atrakcjami. Wizytę nad morzem rozpoczęliśmy oczywiście od spaceru po Mielnie, następnie było zwiedzanie plaży, co niektórzy zaliczyli nawet zimną kąpiel w Bałtyku, potem czas na gastronomię i szybki powrót w stronę Koszalina na mecz.
Na stadion Gwardii dotarliśmy lekko spóźnieni, ale mecz rozpoczął się pół godziny później niż planowano. Wszystko z tego względu, że nasi piłkarze przyjechali z opóźnieniem, bo czekali właśnie w korkach spowodowanych wypadkiem, o którym pisaliśmy wyżej. Na sektorze gości zameldowało się dokładnie 50 osób, załoga autokaru, do którego po drodze się dosiadł 1 kibic Górnika, 1 fanatyk, który wybrał się samotnie pociągiem na to spotkanie oraz 2 osoby, które dotarły z okolicy. Na płocie zawisły 3 flagi, w tym jedna „Górnik On Tour” zaliczyła swój debiut. Doping bardzo średni. Na stadionie sporo psów, w tym licznie obstawione nasze wejście na sektor gości. Gospodarze dobrze oflagowani, określili się na ok. 80 osób w najlepszym momencie, zaprezentowali oprawę z użyciem pirotechniki. Gwardziści podrzucili nam także wodę na sektor, za co dziękówa. Piłkarze nie sprawili nam niespodzianki i przegrali 1-2. Przy rozstrzygnięciach z ligi wyżej, ten wynik spowodował, że oficjalnie znaleźliśmy się w strefie spadkowej. Droga powrotna zatem w średnich humorach. Przez długi czas jechaliśmy nawet bez obstawy, po tym jak podobno zgubiły nas psy. Finalnie po ponad 17h podróży od zbiórki i pokonaniu ponad 650 km, zameldowaliśmy się z powrotem w Koninie.
Fot. Fanatycy Gwardii / własne