W miniony weekend dla większości zespołów naszej III ligi zakończyła się runda jesienna. Zostały do rozegrania jeszcze tylko dwa zaległe spotkania, których pierwotny termin był przełożony, jednak nie dotyczą one naszej drużyny. W ostatnim meczu u siebie nasze asy przegrały 2-3 z beniaminkiem z Pelplina i ostatecznie na półmetku rozgrywek zajęliśmy haniebne, ostatnie miejsce w ligowej tabeli. Nie było niestety cudu, a zwyczajnie przykra, szara (albo raczej nawet czarna) rzeczywistość, która sprawiła, że nasz zespół zasłużył na miano outsidera rozgrywek.
Po 17 meczach ligowych na koncie Górnika jest raptem 10 punktów. Oczywiście znajdą się zapewne jacyś niepoprawni optymiści, którzy doszukają się pozytywów, że jeszcze nie wszystko stracone. Bo rywale zajmujący ostatnie bezpieczne miejsce do utrzymania w lidze mają raptem tylko 3 punkty więcej, bo dół ligowej tabeli jest w miarę wyrównany, a wiosną będzie jeszcze szansa, bo coś tam jeszcze zawsze można wymyśleć. Trzeba jednak spojrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć sobie jasno, że na ten moment jedną nogą jesteśmy w 4 lidze i takie są fakty. W zeszłym sezonie przy 4 spadających drużynach potrzebowaliśmy 40 punktów do utrzymania. Jeśli podobnie miałoby być także w tych rozgrywkach, to na wiosnę musielibyśmy zdobyć jeszcze 30 punktów. Czyli np. 10 zwycięstw na 17 meczów. Optymiści powiedzą „dopóki piłka w grze…”, a realiści powoli będą się godzić z myślą, że w tym sezonie III liga to za wysokie progi dla Górnika.
Teraz nadchodzi okres przerwy zimowej, więc będzie sporo czasu na wyciągnięcie wniosków i ocenę drużyny. A tu nie będzie miejsca na pozostawienie na kimkolwiek suchej nitki, bo chyba wszystkie formacje drużyny wymagają gruntownej zmiany. Mamy najgorszą defensywę w lidze, czego skutkiem jest najwięcej straconych bramek – aż 40. Ciężko mieć pretensje do bramkarza, jednak w tej rundzie raczej nie zachwycał, żeby nie powiedzieć, że niczym szczególnym się nie wykazał. A gdyby dodać do tego parę popełnionych baboli, mamy pełny obraz tego, co działo się na tej pozycji. Obrona to największa tragedia. Dziurawa jak szwajcarski ser, z rażącymi błędami w kryciu i niepewnymi interwencjami, skutkującymi nierzadko jedenastkami dla rywali. Zresztą wspomniane 40 straconych bramek jako najwięcej w lidze z wszystkich zespołów mówi samo za siebie. Pomoc i atak również wołają o pomstę do nieba. O ile pomoc zawsze ciężko rozliczyć, tak efektywność napadu zawsze można zmierzyć strzelonymi bramkami. A to jak wiemy w przypadku naszego ataku jest kulą u nogi. Żeby się nie znęcać nad snajperami, można się pocieszyć, że 24 bramki strzelone przez zespół nie jest wielką tragedią, w sumie jest to nawet zbliżony poziom środka tabeli (dla porównania piąty w tabeli Kalisz strzelił ich raptem o 1 więcej). Gorzej to wygląda, gdy pod lupę weźmie się sposób zdobycia wszystkich goli. 10 bramek z 24 strzelonych to po prostu egzekucja rzutów karnych.
Nie da się ukryć, że jeśli myślimy w ogóle o walce o utrzymanie, zimą będzie trzeba przebudować gruntownie zespół. Potrzeba co najmniej kilku dodatkowych, wartościowych i doświadczonych zawodników, którzy byliby w stanie pociągnąć drużynę do miana rycerzy wiosny. Tym, którzy zawodzą i odstają poziomem od rozgrywek, zarząd będzie musiał zwyczajnie podziękować. Nie ma już czasu na naukę gry, nie ma już czasu na rozwój nowych talentów czy ogrywanie zawodników. Czas na rzemieślniczą pracę i boiskową dyscyplinę, nieustającą walkę o każdy metr murawy i mozolne, ale skuteczne punktowanie w niemal KAŻDYM MECZU. Tylko to jest w stanie dać nam cień szansy na zachowanie statusu III-ligowca na finiszu rozgrywek. Prosto się pisze, gorzej zawsze z realizacją.
Los jest jak widać przewrotny, o ile organizacyjnie w klubie się pewnie wiele rzeczy poprawiło, tak sportowo teraz dołujemy. Przed nami długa zima, więc czasu na zmiany i nowe rozwiązania jest sporo. Zarząd klubu wraz z kadrą trenerską, a później także z piłkarzami, czeka z pewnością wiele roboty.