Meczem z Kotwicą inaugurowaliśmy wiosnę u siebie. Samo spotkanie zapowiadało się interesująco, bowiem swój przyjazd zapowiadali goście, którzy ostatnio nie kryli się ze swoimi sympatiami do cebulaków. W ramach przygotowań do meczu, na miasto od nas poszło ponad 500 plakatów, zachęcających m.in. do zakupu biletów w przedsprzedaży, bowiem mecz miał charakter imprezy masowej i obowiązywały imienne wejściówki. Średnio to chyba poskutkowało, bowiem kolejka po bilety przy wejściu na stadion utrzymywała się niemal przez całą pierwszą połowę meczu.
Okolice stadionu w obstawie psów, w tym sporo fotografów. Na stadionie nowa w tym sezonie ochrona z uzbrojeniem w pałki, tarcze i kaski, a także mobilny monitoring. Powolne wpuszczanie i drobiazgowy kipisz spowodował chyba, że część osób wjechała z bramą, co doprowadziło do starcia, w wyniku którego ochrona załapała się na klapsy (jak widać przetarcie już na starcie). Później sytuacja się uspokoiła, ale przed nasz sektor wezwane zostały czarne kaski.
W sumie nasz młyn tego dnia liczył w najlepszym momencie ok. 270-280 osób, w tym wsparli nas: Włocłavia Włocławek w 33 osoby, Ostrovia Ostrów w 22 osoby, gościnnie delegacja Odry Wodzisław oraz chłopaki z Sompolna w 22 osoby (dzięki wszystkim!). Nasza liczba raczej bez szału, bo z pewnością stać nas na więcej. Na płocie z naszej strony zawisły jednocześnie 3 flagi z tym samym hasłem Łańcuchy, trans, flaga Śp. Kijoła oraz płótno Bażanty (Ostrovii) i płótno chłopaków z Sompolna.
Goście pompowali się na ten wyjazd ponad miesiąc czasu, zapowiadając nawet na swoich plakatach „jazdę z kurwami”. Nagrali też zapowiedź w stylu kaliskiej propagandy przed derbami, w której poubierani w kominy również zaznaczali „jazdę z kurwami”. I rzeczywiście przyjechali z kurwami, bowiem całą trasę mieli „bezpieczny” ogon. Zostało to skwitowane z naszego sektora gromkim „Tak się kurwo napinałaś, a z policją przyjechałaś”. Goście wysłali do naszego klubu listę wyjazdową na 106 osób, potem podobno chcieli jeszcze więcej biletów, a skończyło się, że nie przyjechali nawet w stówę. W sumie wyglądali na mniej więcej 90 osób, w tym oczywiście byli kibice Pogoni (podobno ok. 20 osób). Powiesili swoje flagi oraz transparent.
Spodziewaliśmy się, że razem z nimi pojawią się cebulaki z Kalisza, tym bardziej, że nie organizowali wyjazdu na swój mecz. Niedawno cebule były z Kotwicą w Kleczewie, a tydzień wcześniej sami kołobrzeżanie pofatygowali się nawet do Kalisza na mecz kolejnego otwarcia. Co wystraszyło tym razem cebule przed przyjazdem do Konina nie wiadomo. Szkoda, bo czekała na nich konkretna niespodzianka. Ostatecznie KKSu Kalisz podobno nie było wśród gości, co nie przeszkodziło jednak Kotwicy pozdrowić ich parę razy. Wypomnieliśmy im od razu, gdzie jest ten ich Kalisz, bo chyba wszyscy (nawet pewnie sama Kotwica) na nich liczyli, a ci zwyczajnie musieli zostać w domach.
Jeśli chodzi o doping, nie było chyba źle jak na pozimowe przebudzenie, choć oczywiście mogło być lepiej przy takiej liczbie. Na wyposażeniu mieliśmy również bęben. Sporo obustronnych bluzgów, w tym oczywiście nie zostawiliśmy bez echa internetowej napinki Kotwicy, przyklejenia się do „rodziny” Pogoni Szczecin oraz braku ich najnowszych przyjaciół z Kalisza. Kotwica słabo słyszalna z naszej strony.
W drugiej połowie zaprezentowaliśmy oprawę, na którą składała się sektorówka z hasłem „To My Łańcuchy” oraz pirotechnika. Piłkarsko nikt chyba się nie nastawiał specjalnie na wynik, bo patrząc choćby na finanse, oba kluby dzieli po prostu przepaść. Nasi zawodnicy nie zagrali jednak złego spotkania, a sam wynik 0-2 był chyba nieco dla nich krzywdzący. No ale taki to sport.
Po meczu sporą grupą wybraliśmy się na galę bokserską, która akurat odbywała się w Koninie i w której uczestniczyli również nasi fani.
Podsumowując, mecz może i ciekawy, ale z pewnością tego dnia pozostał nam ogromny niedosyt. Podziękowania dla wszystkich, którzy nas wparli tego dnia!
Fot. BRONIU