Na takie wyjazdy nie powinno się chyba nikogo zbytnio namawiać. W końcu daleki wypad do Trójmiasta, wizyta na kameralnym stadionie z jupiterami i uznana w Polsce piłkarska marka Bałtyku w połączeniu z zorganizowaną grupą miejscowych kibiców. A jednak na miejscu zbiórki okazało się, że nie wszyscy od nas docenili starania organizatorów wyjazdu i z zapisanego na autokar grona sporo osób zwyczajnie się wykruszyło, na co po prostu brakowało jakiegokolwiek komentarza.
Finalnie w Gdyni zameldowaliśmy się tylko w 35 osób, w tym 5 osób dotarło autami. Wynik słaby i nie ma co tego ukrywać. Rok temu w Gdyni staliśmy pod płotem, z którego widoczność na boisko była bardzo dobra. Niestety w tym sezonie działacze z Gdyni się chyba zbystrzyli i owinęli płot wokół boiska płachtami reklamowymi, co zdecydowanie zawęziło lub pewnie nawet całkowicie ograniczyło pole widzenia. Żeby było śmieszniej, działacze Bałtyku pierwotnie nie chcieli nam sprzedać biletów na sektor gości, bo podobno nie wysłaliśmy im listy na kilka dni przed meczem. Chyba za bardzo zapatrzyli się w standardy ekstraklasowe rywala zza miedzy, a przecież to jakby nie patrzeć tylko 4 poziom rozgrywek piłkarskich w Polsce i takie problemy tworzy się chyba tylko na siłę przeciw kibicom. Ostatecznie wszyscy mogliśmy zająć miejsce w sektorze gości i w tym miejscu również należą się podziękowania dla kibiców Bałtyku Gdynia. Na płocie powiesiliśmy 2 flagi + trans, swoją drogą podobno byliśmy pierwszą od wielu lat ekipą na tym właśnie sektorze gości, bowiem poprzednio wszyscy przyjezdni wybierali widok spod płotu jeszcze sprzed powieszenia na nim zakrywających boisko reklam.
Doping z naszej strony wydawał się całkiem dobry, na co wpływ miała z pewnością akustyka trybuny krytej Bałtyku. Miejscowi utworzyli młyn w kilkadziesiąt osób z flagami. Również prowadzili doping przez większość spotkania.
Górnik mimo nienajgorszej gry przegrał niestety 1-2. Największą kontrowersję wzbudził rzut karny dla gospodarzy, którego sędzia podyktował zmieniając swoją wcześniejszą decyzję, podobno po zwróceniu mu uwagi przez samego… kierownika drużyny Bałtyku! Nawet, jeśli decyzję o karnym można było podciągnąć pod jakieś przepisy (o których swoją drogą zapewne zdecydowana większość sympatyków piłki kopanej jak i samych piłkarzy nigdy nie słyszało), całe zamieszanie i karny praktycznie z kapelusza dla Bałtyku był co najmniej niesmaczny.
Przejazd w obstawie, a podjarane psy z Kujaw nie szczędziły kwitów nawet po 500 zł. Około północy, po zrobieniu ponad 650 km w dwie strony, zameldowaliśmy się z powrotem w Koninie.
Zaległe info:
SKP Słupca – Górnik Konin (11.04.18, PP)
Nie organizowaliśmy wyjazdu na regionalny Puchar Polski, więc nie było dopingu dla Biało-niebieskich tego dnia w Słupcy. Dosyć już chyba najeździliśmy się po tego typu miejscowościach, na dodatek sam klub również podchodził do tych rozgrywek w bardzo oszczędny sposób, wystawiając w zasadzie większość rezerwowych. Co prawda parę osób wybrało się do Słupcy na własną rękę, ale chyba tylko i wyłącznie po to, aby zabić popołudniową nudę. W każdym razie w Słupcy oficjalnie bez fanów Górnika. Można jeszcze dodać, że nasz zespół wymęczył z trudem zwycięstwo 2-1 i awansował do finału, w którym znów bez niespodzianki, podobnie jak w poprzednich latach, trafiliśmy na Sokół Kleczew.