«

»

„Za chwilę” może nie być stadionu w Koninie…

Jak większość z Was już zapewne czytała w lokalnych mediach, w ostatnim czasie rozebrano historyczną trybunkę na obiekcie przy Dmowskiego. Piszemy historyczną, bo na pewno przez wiele lat była ona częścią długoletniej historii naszego Górnika, choć tak naprawdę powinno się ją opisać jako archaiczną. Tego typu obiekty w Polsce pozostały już chyba tylko w zapyziałych sportowo gminach i na pewno nie przynoszą one chluby żadnej z takiej miejscowości.

Dzięki zasługom znanego konińskiego miłośnika sportu i stadionowego obieżyświata, prywatnie też sympatyka konińskiego Górnika – Wojtka Ruminkiewicza (podziękowania dla Pyry to już osobna kwestia!), udało się doprowadzić do rozmów w sprawie dofinansowania ze źródeł ministerialnych remontu obiektu i stworzenia z niego bazy treningowej dla piłkarzy w Koninie. W tym miesiącu, czyli jeszcze w lutym, opracowany ma zostać zarys projektowy, choć od dawna już przynajmniej orientacyjnie wiadomo, co w tym miejscu miałoby docelowo powstać.

I tutaj chyba trzeba przejść do sedna sprawy, bowiem lokalne media i politycy chyba sami zaczęli wierzyć w powtarzaną przez siebie bajkę o nowoczesnym stadionie w Koninie. Tymczasem przebudowa Dmowskiego dotyczy w zasadzie tylko części użytkowanej przez samych piłkarzy, w tym przede wszystkim zakłada powstanie boisk treningowych. Dlatego nazywanie tej inwestycji budową stadionu jest po prostu przesadą, żeby nie powiedzieć, że zakłamaniem. Plan przebudowy Dmowskiego zakłada co prawda postawienie małej, ażurowej trybynki, ale na litość Boską – o pojemności raptem 800 kibiców! Metalowo-blaszana konstrukcja z kilkoma rzędami plastikowych siedzisk to nie stadion, a co najwyżej zwykła treningowa trybunka – takie obiekty stawia się najczęściej doraźnie, w przypadku pilnej potrzeby, jak to miało miejsce np. w przypadku klubów, które ze względów licencyjnych szybko musiały mieć chociażby prowizoryczne zadaszanie nad krzesełkami na swoim stadionie. Tymczasem przyjęta narracja publiczna w Koninie przyjmuje tą inwestycję niemal jak budowę nowoczesnego stadionu, który posłuży mieszkańcom na kilkadziesiąt lat i będzie chlubą sportowego Konina. Bez urazy, ale takie mikrotrybunki w dużych i średnich miastach w Polsce stawia się co najwyżej przy szkołach sportowych albo osiedlowych boiskach.

Dlaczego o tym piszemy? Bo jednocześnie magistrat ogłosił, że po raz kolejny ogłasza konsultację w sprawie zagospodarowania Pociejewa, czyli terenu, na którym leży kolejny archaiczny, wysłużony, ale mający swoją wielką historię stadion na Podwalu. Oczywiście nikt o zdrowych zmysłach w Koninie nie wierzy w „wielkich inwestorów”, którzy nagle postawią ogromne baseny geotermalne w miejscu stadionu im. Złotej Jedenastki K. Górskiego, ale chętnych na kolejne markety czy inne galerie handlowe w tym miejscu wykluczyć już nie można. Jeśli za jakiś czas miałoby się okazać, że Pociejewo jakimś cudem zostanie sprzedane, będzie to oznaczać niewątpliwie rozbiórkę Podwala. Przy braku jakichkolwiek planów dotyczących budowy nowego stadionu z prawdziwego zdarzania (nie wspominając już o braku perspektyw finansowych ze względu na obecne zadłużenie miasta), może się okazać, że Konin pozostanie miastem bez prawdziwego stadionu. Oczywiście takie rzeczy nie dzieją się z dnia na dzień, ale już teraz trzeba patrzeć władzy na ręce, by się za kilka lat nie okazało, że jedyne obiekty sportowe w Koninie dopuszczone do użytku to maleńka treningówka na Dmowskiego i ostały się na północy architektoniczny relikt z minionej epoki, obiekt gosławickiej Sparty. Polskie Detroit w całej, tym razem sportowej okazałości.